Są takie zdania, które gdzieś kiedyś usłyszane wracają do nas jak bumerang, nie możemy ich wyrzucić z głowy. Po prostu chodzą za nami i do nas mówią. Jednym z takich zdań, usłyszanych na zbiórce harcerskiej ponad 2 dekady temu, było… „zostawmy ten świat lepszym niż go zastaliśmy”. I się zaczęło.
Ale jak zmienić? A co ja sama mogę zdziałać? A czego ten świat potrzebuje…? Zawsze starałam się robić coś dobrego, coś z myślą o innych, o otoczeniu, ale to była taka norma, którą uważałam, że każdy wypełnia. Naiwna nastolatka, co? 😉 I czekałam ponad 25 lat na to, aż mi się w głowie poukłada. Aż przyznam przed sobą, że naprawdę mogę coś zmienić, coś zrobić. I że jeśli choć jedno stworzenie będzie dzięki temu żyło w lepszym świecie – to MA ZNACZENIE!
Jak to się ma do mojego olejkowego biznesu? Już tłumaczę i mam nadzieję, ze Was zainspiruję, do pogrzebania w swoich dziecięcych marzeniach. To lecimy!
Nie wiesz po co idziesz, to nie dojdziesz!
W marketingu sieciowym ważnych jest kilka rzeczy, aby rozpędzić działanie i odnieść sukces. Pierwszą z nich jest pochylenie się nad tym, jak chcemy, by wyglądało nasze życie, jakie cele chcemy osiągnąć. Zastanowienie się nad tym, po co nam te zmiany, co one nam dadzą. Zwrócenie uwagi też na to, czego nie chcemy. I świadomość, że nie będziemy mieć tego od razu w pakiecie z pierwszą klientką czy partnerką biznesową. Że to proces, czasem całkiem długi, ale warty do przeżycia.
Popatrzmy na konkret.
Zanim zdecydowałam się pożegnać z etatem, to siadłam i pomyślałam: czego ja chcę w życiu? Odpowiedź była nagła i trochę mnie zaskoczyła: spokoju i swobody i większych pieniędzy. Zadaj sobie też to pytanie i zobacz, co przyjdzie Ci do głowy. I wtedy zaczęło się myślenie, jak do tego dojść. Najpierw była frustracja, że ot tak, to nie będę tego mieć, że to zajmie wieki, bla, bla, bla… I zaraz po tym przyszła refleksja: ej Duszyńska, możesz tak siedzieć i narzekać, ale od tego tym bardziej nic się nie zmieni, więc się ogarnij! I tak zaczął się tworzyć plan. Że żegnam się z ministerstwem i zaczynam na poważnie działanie w networku. To miało mi dać namiastkę spokoju i swobody, a docelowo też większą wypłatę. Wizja długofalowa była, ale wydawała mi się na tyle nierealna, że za często o niej nie myślałam, tylko skupiłam się na małych celach/ krokach, które do tej wizji mnie przybliżały. Ułożyłam sobie ciąg przyczynowo-skutkowy z tego wszystkiego i dzięki temu miałam niemalże niegasnącą motywację do działania. Wiedziałam dokąd mnie to doprowadzi, ale wiedziałam też, jakie skutek przyniosą wszelkie zaniechania, wymówki, obijanie się.
Każda zaczyna od czegoś innego.
Moim pierwszym krokiem była zmiana pracy. Dała mi swobodę czasową, bo wyszłam z ram 7:00-15:00. Dała mi swobodę mentalną, bo nie musiałam o nic się prosić kierownictwa, sama stawiałam sobie warunki, decydowałam o tym jak, gdzie, z kim pracuję. I choć na początku nie zarabiałam kokosów, to dzięki determinacji szybko prowizje z doTERRA wyrównały się z paskiem płac, by później szybko go przerosnąć. Nie każda musi od razu rzucać pracę, nie namawiam do tego. Ale jeśli dotychczasowa posada Cię uwiera, warto krok po kroku się od niej odcinać. Po co tracić życie na podnoszenie sobie ciśnienia i frustrację?
Albo zarabiasz albo masz drogie hobby.
Z moich doświadczeń współpracy z różnymi kobietami wyciągam taki wniosek: jeśli nie masz potrzeby finansowej, to ciężko będzie tu o sukces. Myślę, że żadna z nas przy zdrowych zmysłach nie rzucałaby się na drugą pracę, nie poświęcałaby swojego cennego czasu, gdyby nie potrzebowała pieniędzy. I nie ma znaczenia czy to są pieniądze na rachunki i jedzenie czy na podniesienie jakości życia czy zbawianie świata. Jeśli jest mi wygodnie, to po co będę dokładała sobie zajęć? No bez sensu, prawda? Dlatego tak ważne jest, aby policzyć tę naszą wizję, wiedzieć ile kiedy potrzebujemy zarobić, ile kosztuje nasz każdy nasz cel. Inaczej będziemy cie kręcić w kółko, kupować olejki, licząc że samo się zrobi i finalnie wydamy fortunę na produkt i jedyną satysfakcją będzie lepsze zdrowie i zaopiekowane emocje, dom. Też fajnie, ale do tego można być po prostu klientką i korzystać z programu lojalnościowego.
Sukcesy zaczynają budzić przeszłość
Każda z nas ma w sobie pierwiastek wizjonerki. Nie znam kobiety, która nie chciałaby czegoś ulepszyć, zmienić, poprawić. Czy to los innych kobiet, czy zmiana w systemie edukacji, czy wyrównywanie szans w społeczeństwie, czy dostęp do środków higienicznych, czy traktowanie zwierząt. Każda ma to swoje marzenie czy lokalne, czy globalne. Coś co do nas wraca i wierci nam dziurę w brzuchu. I często uciszamy te życzenia z przeszłości, bo nie mamy na nie czasu, środków, wsparcia… i wiary, że możemy to osiągnąć. Ale jednak okazuje się, że gdy zaczynamy podążać za ta swoją wizją, realizować te małe cele i kroki, to zaczynają się otwierać przed nami kolejne i kolejne drzwi, by jednak zacząć spełniać marzenia o lepszym życiu.
Doświadczyłam tego.
Mówię o tym tak swobodnie, bo sama tego doświadczyłam. I może to doświadczanie nie było tak super lekkie i szybkie, to jednak efekty końcowe przerosły moje oczekiwania.
Jako dziecko intuicyjnie chciałam zbawiać świat. Naturalne było dla mnie zbieranie makulatury i wynoszenie śmieci do ogólnodostępnych koszy na segregację, choć był to temat nowy, nieobligatoryjny i trochę… fanaberyjny! Widziałam ogromną wartość w przyrodzie, doceniałam, że tyle jej zawdzięczamy. I choć moja wiedza o działaniu świata była żadna, to instynktownie wiedziałam, że o planetę co jak co, ale trzeba dbać. I ten temat tak we mnie krążył całe życie.
Nie ma przypadków.
Moja fascynacja olejkami zaczęła się od tematu wyrzucania chemii z domu, ograniczania syntetyków, by ustabilizować swoją gospodarkę hormonalną i wzmocnić odporność. Ale szybko zobaczyłam w tym możliwości redukcji odpadów (choćby po płynie do prania/ zmywania etc) i dbania o środowisko. Moje serce zabiło mocniej. Przyszedł do mnie produkt, dzięki któremu nie dość, że poprawię życie własne i moich najbliższych, to jednocześnie jego używanie jest ekologiczne. A działania prośrodowiskowe to przecież moje wewnętrzna misja! Bingo!
W 2022 pojechałam z przyjaciółką na skip, uratować trochę jedzenia przed zmarnowaniem. I po którymś wyjeździe, stojąc nad zlewem i myjąc owoce i warzywa w olejku cytrynowym, zaklinało mi w głowie. Masz produkt, który ratuje miliony ludzi z różnych podbramkowych sytuacji. Masz firmę, która dba o klientki_ów, konsultantki_ów, o całą ekipę farmerską, laborantki_ów i wszystkich, którzy z nią współpracują. Masz niezwykły zespół, który jest częścią ogromnej polskiej, wspierającej się społeczności doTERRA. Masz pracę, która daje elastyczność, dobre zarobki, możliwość rozwoju i niezwykłe relacje. Halo! Obudź się! Idź w końcu po to swoje marzenie! Długo na nie pracowałaś!
Odkrywanie swojej misji… może zmienić świat, ale…
nie jest łatwe. Bo nakłada się na siebie dodatkową odpowiedzialność. Ludzie patrzą na ręce i zaczynasz wszystko za bardzo analizować. Czy dam radę? Czy to jest to? A co jeśli nie wyjdzie? Ale ukrywanie swojego wewnętrznego pragnienia jest jeszcze gorsze. Świadomość, że nie idzie się za głosem serca, wszechogarniający strach sprawiają, że ubywa nam energii.
Zastanawiam się czasem, co jest dla doTERRA ważniejsze: czy produkcja najwyższej jakości olejków czy naprawianie świata. Myślę, że jest to ze sobą splątane niczym warkocz. Dzięki olejkom zmieniamy jakość naszego życia: wpływają na nasze poczucie i fizyczne i emocjonalne; łatwiej nam naturalnie zadbać o zdrowie. Z drugiej strony, dzięki temu, że my robimy sobie dobrze, całe społeczności rolnicze poprawiają jakość swojego życia, dzięki etycznej współpracy z firmą. Z trzeciej strony, kobiety, które angażują się w olejkowy biznes nie dość, że same zmieniają życie swoje i swoich bliskich, to jeszcze wspierają inne kobiety w wyrachowaniu tego samego. Gdy wypracujemy dochód pasywny czy jakąkolwiek nadwyżkę czasową i finansową, te zasoby przekierowujemy w blasze tworzenie dobra: czy działalność charytatywną czy stwarzanie nowych miejsc pracy dla innych. Każdy krok niesie ze sobą eksplozję dobra! Niby o tym wiemy, ale chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, jak realnie zmieniamy świat.
Fundacja.
Twoją misją może być doprowadzenie określonej liczby kobiet do osiągnięcia danego pułapu zarobków. To może być wsparcie klientek, aby znakomita większość miała swoje olejki za darmo. To może być ratowanie zagrożonych wyginięciem gatunków roślin czy zwierząt. Nie ma znaczenia. Byle było zgodne z Twoimi wartościami. Bo cokolwiek zrobisz tu i tak będzie miało ogromny wpływ na innych, czy lokalnie czy globalnie.
Ja aż kipiałam w środku od tego, by robić więcej i więcej. By jak ta mała Kinia zbawiać świat. I dopiero ten moment przy zlewie, gdy mi kliknęło, że to głupota nie wykorzystać takich zasobów, możliwości, sprawił, że na 100% poszłam za głosem serca. Założyłam Fundację, z którą będę ten świat zbawiać. Ekologicznie. I widzę, jak bak mojej motywacji napełnił się po brzegi i jest niewyczerpywalny! I cieszę się, że odkryłam i przyznałam przed sobą, bez żadnej fałszywej skromności, że to co robię ma ogromne znaczenie! Moja praca napędza moją misję, moja misja napędza moją pracę!
Zatem drogie Panie, jeśli wiecie, że macie tu do załatwienia jakąś sprawę, która zmieni ten świat, to przestańcie udawać, że nie macie zasobów, kompetencji, możliwości. Czas by stanąć przed lustrem i podjąć decyzję, że lecimy po to! I niech myślą, że jesteśmy niepoprawnymi optymistkami! Później i tak przybiją nam piątkę!